Dzień był pochmurny, namioty uginały
się w każdą stronę pod naporem wiatru. W oddali na wzniesieniu widnieje
miasto Aeroch kolejny i ostatni cel kampanii wojennej królestwa Sardin.
Osada jest otoczona kamiennym murem i kilkoma wieżami na niej, musiało
to odstraszać bandytów przed atakami na nią. Armia, która przebyła byłą
zdecydowana złupić miasto i zebrać trochę bogatych jeńców i niewolników.
Rozpoczęto ustawianie wież oblężniczych na pozycje i zaprzestano
ostrzału z balist. Zaczęto przygotowania do szturmu na mury, Generał
Tyrius zaczął objeżdżać stanowiska i wydawać rozkazy:
-Brygada czwarta i piąta połączyć się i marsz na drugą wieże! - Krzyczał i wskazywał palcem - Odziały pomocnicze i najemnicy niech zapełnią luki w czwórce i piątce!
Wojsko
zaczęło się przegrupowywać i zaraz powoli zbliżała się w stronę miasta.
Widzące to obrońcy na murach nie mogło uwierzyć, że ich spokojne życie
nagle legnie w gruzach razem z całą osadą.
W Wieży czwartej panuje zdenerwowanie gdyż tamta kompania najemnicza ma za zadanie otworzyć bramę Aeroch.
-Ktoś mi przypomni jak straciliśmy taran? - Zapytał ze złością Kedlan po czym spojrzał na twarze swoich kompanów.
-Przez działo. - Odpowiada spokojnie Kapitan Zingar dowódca najemników z Marron. - Pierwszy raz nasze balisty trafiły w coś innego niż w ziemie, a jak już im się udało to działo spadło prost na nasz taran.
-A po cholere im te balisty skoro strzelać nie umieją? - Spytał wtrącając się do rozmowy Arakot. - Chyba tylko ta armia jest w to wyposażona, na ostatniej kampanii mieliśmy przynajmniej katapulty.
-Na samym początku naszej najemniczej kariery to my biegliśmy na balisty i katapulty więc teraz nie jest tak źle. Co nie Kapitanie? - Odpowiada entuzjastycznie Kedlan.
-Cicho! - Wrzasnął Nerend zastępca Kapitana schodzący z górnego piętra. - Zaraz będziemy przy murach więc się przygotować!
-Plan jest prosty wychodzimy jako drudzy wiec się ustawić przy drabinie, będziemy najbliżej bramy więc wybijamy obronę i schodzimy bocznymi schodami z otwarciem bramy będzie więcej pieprzenia więc obstawiamy pomieszczenie, dwóch z nas kręci kołowrotem! - Wykrzyczał plan Kapitan - Jak brama zostanie zdobyta reszta wbiegnie do miasta mamy je, jak nie utrzymamy bramy nie będzie żołdu czyli ta opcja odpada! Rozumiecie Marrony!
-Tak jest! Sie wie! - Krzyknęli najemnicy.
Słychać uderzenie, a potem kolejne i następne łup, łup, łup. Podesty opadły, a z nimi żołnierze wbili się w obrońców muru jak strzała w niczego nie spodziewającego się jelenia. Słychać było wrzaski i okrzyki, przekleństwa i szlochy. Aerochianie, którzy większość wojska mieli zwerbowanego z mieszczaństwa, milicji i kilku oddziałów sprawnych w wojaczce ale za małych by coś zrobić ciężkozbrojnych piechurów pozostawionych. Nie mogła się oprzeć sile armii najazdowej Sardinów wzmocnionej najemnikami. Z wież zaczynają wybiegać kolejni atakujący, a wraz z nim najemnicy z Marron. Prowadzeni przez Kapitana Zingara zakutego w pełną zbroje płytową z błękitną tuniką, która ma na torsie oraz plecach wielką czerwoną literę "M". Posługuje się mieczem półtoraręcznym sprawniej niż Arakot, który lubuje się w walce samym jednoręcznym przez co zdobył ksywkę w kompani Mańkut. Najemnicy przebijając się do zejścia nie mieli problemów z naporem motłochu na nich. Wiedzieli, że jak otworzą bramę to walka skończy się bardzo szybko. Obrońcy z którymi walczyli Marronowie stracili morale i zaczęli uciekać kierując się do centrum miasta albo po prostu skacząc z muru.
-Po schodach i do wejścia! - Krzyknął Kapitan opierając się o blankę- Nerend prowadzisz dalej!
Zastępca kiwną głową do Zingara po czym powiedział - Nie pozabijać się na tych schodach barany.
Najemnicy po zejściu ustawili się przy wejściu gęsiego, było ono na szerokość i wysokość możliwe do wejścia tylko dla jednej osoby naraz. Pierwszy w kolejce stał Nerend ubrany w łuskową zbroje oraz hełm typu kapalin. Miał na twarzy kilkudniowy zarost, oczy koloru niebieskiego oraz kilka rudych włosów wysypujących się mu na czoło. W lewej ręce trzymał średnią okrągłą skórzaną tarcze, a w lewej miecz z prostym po jednej stronie ząbkowanym ostrzem do, którego lekko był wygięty jelec, a w głowicy znajdował się kryształ rodzinny lecz mówiono także że to pomalowany kamień. Za nim stał Kedlan ubrany w kolczugę sięgającą mu do kolan z rozkrojem na kroku, buty miał wysokie zakrywające łydki skórzane wzmacniane metalem. Hełmu nie nosił, gdyż uważał go za zbędnego i niewygodnego. Miał średnio długie czarne jak smoła włosy wycięte z przodu i po bokach zaczesane w tył. Oczy miał koloru jasno-piwnego, nos zgarbiony przyozdobiony blizną przeciągającą się do lewego policzka. Walczył długim dwuręcznym mieczem z trochę egzotycznym pofalowanym ostrzem standardowy metalowym z owalnymi zakończeniami jelcem i głowicą w kształcie głowy węża. Arakot pochodzący z mroźnej północy odziany był w pikowaną skórzaną zbroje wzmocnioną metalowymi pasami na lewej ręce, hełm miał metalowy z bocznymi ozdobnymi wypukleniami i okularami zasłaniającymi większość twarzy oprócz oczu koloru zielonego i wystającej czarnej miejscami siwej brody w niektórych miejscach pozaplatanej w warkocze. Posługiwał się mieczem z zakrzywionym na końcu ostrzem. Za nim stało jeszcze kilku najemników odzianych w kolczugi. Każdy z kompani miał na swoim pancerzy z wybitą, namalowaną bądź noszoną opaskę na ramieniu z literą "M".
Nerend wbiegł pierwszy przez drzwi, a za nim reszta w w metrowych odstępach od siebie. Korytarz kończył się zakrętem w prawo, po nim rozpoczynało się dosyć duże prostokątne pomieszczenie zakończone schodami na wyższe piętro. Gdy przechodzili przez pokój z góry wybiegło siedmiu strażników bramy, gdy najemnicy ich zobaczyli od razu krzyknęli:
-Zabić ich!
-Odrąbie wam łby, skurwysyny! - Krzyknął jeden ze strażników.
Obie strony ruszyły na siebie, szerokość pomieszczenia pozwalała na walkę pięciu wojowników na raz. Większość z kompani osłaniało wejście, więc liczba osób po obu stronach była wyrównana. Cios, parada, odskok, cios. Pierwszy trup padł u strażników, mieli oni na sobie żelazne zbroje zdobione na piersiach białymi smokami prawdopodobnie symbolem miasta. Pierwszy, który przelał krew w tym miejscu był Arakot. Szybko zabił swojego przeciwnika, który niezręcznie każdy swój cios obijał o ścianę. Zadał mu cios w lukę jego pancerza między napierśnikiem a obojczykiem wbijając mu tam miecz, a potem wyciągając. Na ten widok jeden ze strażników stojących z tyłu przestraszył się i pobiegł na górę, ale miejsce zabitego szybko zastąpił kolejny. Strażnicy bronili się zaciekle ale nie byli przygotowani na spotkanie doświadczonych wojowników. Kolejny martwy padł przeciwnik Nerenda, który zablokował wyprowadzone w jego głowę pchnięcie miecza, po czym kilkoma ciosami tarczą wyprowadzonymi w hełm strażnika strącił go i po czym następnym szybkim pionowym ciosem wciął mu się w czoło. Wyciągając miecz miał na ostrzu kawałki mózgu. Następnie pomógł jednemu z najemników wbijając jego przeciwnikowi miecz w okolice pachwiny i się zamienił miejscem z Kedlanem stojącym z tyłu. On szybko przeszedł na tył strażników podobnie jak Arakot i pomogli wykończyć ostatnich dwóch pozostałych.
-Dajcie mi chwile. - Powiedział zasapany najemnik.
-Zmęczyłeś się takim sparingiem? - Wyśmiewał Mańkut.
-Jak macie siłę na gadanie to idziemy dalej. - Stwierdził Nerend.
Nikt się nie kłócił z jego słowami i ruszyli dalej do schodów a potem po nich. By otworzyć bramę musieli przejść jeszcze przez jedne drzwi.
-Jeden uciekł, pewnie jest tam i na nas czeka. - rzekł Arakot do towarzyszy wskazując na drzwi.
-Albo już popełnił samobójstwo, he he he - Powiedział i zachichotał Kedlan.
-Liczę że z tym samym entuzjazmem będziesz kręcił kołem Kedlan, a teraz koniec pogawędki bo trza wchodzić. - Zakończył rozmowę Zastępca.
Nerend otworzył drzwi przez które wyleciał bełt mijając jego twarz o centymetr. Najemnik za nim nie miał tyle szczęścia dostał prosto w czoło. Gdy tylko dotarło do niego co się stało ogarną gniew, spojrzał na strażnika, który wystrzelił. On w strachu i pospiechu wysypał kołczan z bełtami, zanim podniósł jakiś i załadował kusze to najemnicy już przy nim stali. Kedlan wykopał mu kusze, Arakot obciął mu ręce jednym cięciem, a Nerend złapał go za ramie przystawił do ściany i bił go w twarz tak długo aż nie została z niej krwawa miazga.
-Dzięki, Zingar co dalej wracamy do domu czy na kolejne pole bitwy?
-A właśnie, czemu ty ciągle mówisz do Kapitana po imieniu? Chyba tylko ty tak robisz. - Wtrącił się Kedlan.
-Bo znam Kapitana zanim stał się Kapitanem.
-To ile ty jesteś w tej kompani? - Zapytał z ciekawością Arakot.
-On jest ze mną prawie od samego początku, a co do twojego pytania Nerend to wracamy do domu.
-A jak stałeś się Kapitanem Kapitanie? Opowiecie nam?
-A chce wam się tego słuchać? Heh. Opowiemy im Zingar?
-Tak! - Odpowiedzieli głośno Arakot i Kedlan.
-No to opowiadamy. - Zaczął Kapitan - To było chyba pięć albo sześć lat temu, podczas bitwy o...
W Wieży czwartej panuje zdenerwowanie gdyż tamta kompania najemnicza ma za zadanie otworzyć bramę Aeroch.
-Ktoś mi przypomni jak straciliśmy taran? - Zapytał ze złością Kedlan po czym spojrzał na twarze swoich kompanów.
-Przez działo. - Odpowiada spokojnie Kapitan Zingar dowódca najemników z Marron. - Pierwszy raz nasze balisty trafiły w coś innego niż w ziemie, a jak już im się udało to działo spadło prost na nasz taran.
-A po cholere im te balisty skoro strzelać nie umieją? - Spytał wtrącając się do rozmowy Arakot. - Chyba tylko ta armia jest w to wyposażona, na ostatniej kampanii mieliśmy przynajmniej katapulty.
-Na samym początku naszej najemniczej kariery to my biegliśmy na balisty i katapulty więc teraz nie jest tak źle. Co nie Kapitanie? - Odpowiada entuzjastycznie Kedlan.
-Cicho! - Wrzasnął Nerend zastępca Kapitana schodzący z górnego piętra. - Zaraz będziemy przy murach więc się przygotować!
-Plan jest prosty wychodzimy jako drudzy wiec się ustawić przy drabinie, będziemy najbliżej bramy więc wybijamy obronę i schodzimy bocznymi schodami z otwarciem bramy będzie więcej pieprzenia więc obstawiamy pomieszczenie, dwóch z nas kręci kołowrotem! - Wykrzyczał plan Kapitan - Jak brama zostanie zdobyta reszta wbiegnie do miasta mamy je, jak nie utrzymamy bramy nie będzie żołdu czyli ta opcja odpada! Rozumiecie Marrony!
-Tak jest! Sie wie! - Krzyknęli najemnicy.
Wieże dojechały, na moment zapadła grobowa cisza...
Słychać uderzenie, a potem kolejne i następne łup, łup, łup. Podesty opadły, a z nimi żołnierze wbili się w obrońców muru jak strzała w niczego nie spodziewającego się jelenia. Słychać było wrzaski i okrzyki, przekleństwa i szlochy. Aerochianie, którzy większość wojska mieli zwerbowanego z mieszczaństwa, milicji i kilku oddziałów sprawnych w wojaczce ale za małych by coś zrobić ciężkozbrojnych piechurów pozostawionych. Nie mogła się oprzeć sile armii najazdowej Sardinów wzmocnionej najemnikami. Z wież zaczynają wybiegać kolejni atakujący, a wraz z nim najemnicy z Marron. Prowadzeni przez Kapitana Zingara zakutego w pełną zbroje płytową z błękitną tuniką, która ma na torsie oraz plecach wielką czerwoną literę "M". Posługuje się mieczem półtoraręcznym sprawniej niż Arakot, który lubuje się w walce samym jednoręcznym przez co zdobył ksywkę w kompani Mańkut. Najemnicy przebijając się do zejścia nie mieli problemów z naporem motłochu na nich. Wiedzieli, że jak otworzą bramę to walka skończy się bardzo szybko. Obrońcy z którymi walczyli Marronowie stracili morale i zaczęli uciekać kierując się do centrum miasta albo po prostu skacząc z muru.
-Po schodach i do wejścia! - Krzyknął Kapitan opierając się o blankę- Nerend prowadzisz dalej!
Zastępca kiwną głową do Zingara po czym powiedział - Nie pozabijać się na tych schodach barany.
Najemnicy po zejściu ustawili się przy wejściu gęsiego, było ono na szerokość i wysokość możliwe do wejścia tylko dla jednej osoby naraz. Pierwszy w kolejce stał Nerend ubrany w łuskową zbroje oraz hełm typu kapalin. Miał na twarzy kilkudniowy zarost, oczy koloru niebieskiego oraz kilka rudych włosów wysypujących się mu na czoło. W lewej ręce trzymał średnią okrągłą skórzaną tarcze, a w lewej miecz z prostym po jednej stronie ząbkowanym ostrzem do, którego lekko był wygięty jelec, a w głowicy znajdował się kryształ rodzinny lecz mówiono także że to pomalowany kamień. Za nim stał Kedlan ubrany w kolczugę sięgającą mu do kolan z rozkrojem na kroku, buty miał wysokie zakrywające łydki skórzane wzmacniane metalem. Hełmu nie nosił, gdyż uważał go za zbędnego i niewygodnego. Miał średnio długie czarne jak smoła włosy wycięte z przodu i po bokach zaczesane w tył. Oczy miał koloru jasno-piwnego, nos zgarbiony przyozdobiony blizną przeciągającą się do lewego policzka. Walczył długim dwuręcznym mieczem z trochę egzotycznym pofalowanym ostrzem standardowy metalowym z owalnymi zakończeniami jelcem i głowicą w kształcie głowy węża. Arakot pochodzący z mroźnej północy odziany był w pikowaną skórzaną zbroje wzmocnioną metalowymi pasami na lewej ręce, hełm miał metalowy z bocznymi ozdobnymi wypukleniami i okularami zasłaniającymi większość twarzy oprócz oczu koloru zielonego i wystającej czarnej miejscami siwej brody w niektórych miejscach pozaplatanej w warkocze. Posługiwał się mieczem z zakrzywionym na końcu ostrzem. Za nim stało jeszcze kilku najemników odzianych w kolczugi. Każdy z kompani miał na swoim pancerzy z wybitą, namalowaną bądź noszoną opaskę na ramieniu z literą "M".
Nerend wbiegł pierwszy przez drzwi, a za nim reszta w w metrowych odstępach od siebie. Korytarz kończył się zakrętem w prawo, po nim rozpoczynało się dosyć duże prostokątne pomieszczenie zakończone schodami na wyższe piętro. Gdy przechodzili przez pokój z góry wybiegło siedmiu strażników bramy, gdy najemnicy ich zobaczyli od razu krzyknęli:
-Zabić ich!
-Odrąbie wam łby, skurwysyny! - Krzyknął jeden ze strażników.
Obie strony ruszyły na siebie, szerokość pomieszczenia pozwalała na walkę pięciu wojowników na raz. Większość z kompani osłaniało wejście, więc liczba osób po obu stronach była wyrównana. Cios, parada, odskok, cios. Pierwszy trup padł u strażników, mieli oni na sobie żelazne zbroje zdobione na piersiach białymi smokami prawdopodobnie symbolem miasta. Pierwszy, który przelał krew w tym miejscu był Arakot. Szybko zabił swojego przeciwnika, który niezręcznie każdy swój cios obijał o ścianę. Zadał mu cios w lukę jego pancerza między napierśnikiem a obojczykiem wbijając mu tam miecz, a potem wyciągając. Na ten widok jeden ze strażników stojących z tyłu przestraszył się i pobiegł na górę, ale miejsce zabitego szybko zastąpił kolejny. Strażnicy bronili się zaciekle ale nie byli przygotowani na spotkanie doświadczonych wojowników. Kolejny martwy padł przeciwnik Nerenda, który zablokował wyprowadzone w jego głowę pchnięcie miecza, po czym kilkoma ciosami tarczą wyprowadzonymi w hełm strażnika strącił go i po czym następnym szybkim pionowym ciosem wciął mu się w czoło. Wyciągając miecz miał na ostrzu kawałki mózgu. Następnie pomógł jednemu z najemników wbijając jego przeciwnikowi miecz w okolice pachwiny i się zamienił miejscem z Kedlanem stojącym z tyłu. On szybko przeszedł na tył strażników podobnie jak Arakot i pomogli wykończyć ostatnich dwóch pozostałych.
-Dajcie mi chwile. - Powiedział zasapany najemnik.
-Zmęczyłeś się takim sparingiem? - Wyśmiewał Mańkut.
-Jak macie siłę na gadanie to idziemy dalej. - Stwierdził Nerend.
Nikt się nie kłócił z jego słowami i ruszyli dalej do schodów a potem po nich. By otworzyć bramę musieli przejść jeszcze przez jedne drzwi.
-Jeden uciekł, pewnie jest tam i na nas czeka. - rzekł Arakot do towarzyszy wskazując na drzwi.
-Albo już popełnił samobójstwo, he he he - Powiedział i zachichotał Kedlan.
-Liczę że z tym samym entuzjazmem będziesz kręcił kołem Kedlan, a teraz koniec pogawędki bo trza wchodzić. - Zakończył rozmowę Zastępca.
Nerend otworzył drzwi przez które wyleciał bełt mijając jego twarz o centymetr. Najemnik za nim nie miał tyle szczęścia dostał prosto w czoło. Gdy tylko dotarło do niego co się stało ogarną gniew, spojrzał na strażnika, który wystrzelił. On w strachu i pospiechu wysypał kołczan z bełtami, zanim podniósł jakiś i załadował kusze to najemnicy już przy nim stali. Kedlan wykopał mu kusze, Arakot obciął mu ręce jednym cięciem, a Nerend złapał go za ramie przystawił do ściany i bił go w twarz tak długo aż nie została z niej krwawa miazga.
Po kilku minutach gdy gniew opadł...
Dwóch najemników podeszło do kołowrotu i zaczęło nim obracać. Brama powoli się otwierała. W tym samym czasie mury zostały zdobyte. Jazda oraz piechota formowała się w okolicach bramy. Gdy brama się rozwarła Generał wydał rozkaz:
-Brama zdobyta! Do ataku!
Sam prowadził do ataku jazdę Sardinów nazywaną Złotą Gwardią. Wyposażeni w złoto-srebrne zbroje z naramiennikami w kształcie głowy wilka oraz symbolem sztandarowym wybitym na napierśniku, ich konie były ubrane w złote płyty po bokach i na łbie. Za broń mieli długą złotą lance, która po wbiciu się w cel zwalnia blokadę i wypycha miecz razem z rękojeścią lany.
Próbujące odeprzeć jazdę oddziały zostały stratowane i rozbite, a brama pozostała otwarta i zabezpieczona przez piechurów, Aeroch zaczęło być plądrowane.
Mieszczanie i szlachcice chowali się po domach albo uciekali ci co skłonili się uciec tylną bramą zostali wystrzelani przez łuczników, ci co uciekali ulicami zostali stratowani, ci w bocznych uliczkach pomordowani. żołnierze wyważali drzwi do mieszkań mordowali rodziny i ograbiali, szlachciców i "szczęściarzy" zabierali w niewole. Gdy sztandar Sardini, który ukazywał złotego wilka wyjącego do srebrnego księżyca, został wniesiony na rynek to miasto już stało w płomieniach.
Najemnicy z Marron odchodzili do swojego obozowiska, żeby spotkać się z resztą i omówić straty kompani oraz odebrać żołd od Kapitana Zingara, który z pewnością już się upomniał o zapłatę od Generała. Większość z kompani nie wlekła się i szybko wyprzedziła trójkę, która powoli szła i rozmawiała ze sobą.
-Prawie dzisiaj umarłeś Nerend. - Powiedział Kedlan poklepując go po ramieniu.
-Dzięki wielkie za przypomnienie, zamiast mnie umarł ktoś inny. - Wywarczał - Tak w większości jest na bitwach ktoś ginie, a inny przeżywa.
-Już nie przeżywaj tak tych zdarzeń, wiecie kiedy zaczęła się bitwa? - Spojrzał na towarzyszy.
-Jakoś popołudniu, a co?
-Czas szybko zleciał co nie Kedlan? - zapytał Arakot spoglądając na już zachodzące słońce.
-Ta, co my robiliśmy tyle czasu... - Zastanawia się Kedlan, po czym spogląda na Mańkuta, on na niego i uśmiechając się spoglądają na Nerenda.
-Zetrzeć wam te uśmiechy z twarzy? - Patrzy ciągle wprost nie oglądając się na nich.
-Nie złość się tak, po prostu przypomniało nam się jak obijałeś tego gościa z godzinę. - Powiedział Kedlan, a Arakot potwierdzająco pokiwał głową.
-Grrr.. - Zawarczał.
-Nie udawaj Sardina! - Cała trójka się zaśmiała i przyśpieszyła tępo dochodząc już do obozu.
Zingar siedział przy stole ustawionym koło wejścia do swojego namiotu i wydawał żołd najemnikom.
Był już bez zbroi, miał na sobie brązowe wełniane ubranie z umieszczonymi na szelkach spodniach. Był już człowiekiem w sile wieku, który unikał rozmowy o swoim wieku. Miał krótko obstrzyżone siwe włosy z małą bródką. Ślepy na jedno oko które zasłania czarną opaską przez co zdobył Ksywkę oraz swój tytuł Kapitan, drugie oko było koloru zielonego. Blizny na rękach i na twarzy wskazują, że brał udział w niejednej bitwie. Trójka najemników, która właśnie dotarła do obozu skierowała się odebrać zapłate.
-Ile można było na was czekać?
-A co tęskniłeś Zingar? - Odpowiedział pytając Zastępca ściągając hełm.
-Jak cholera, macie. - wysypał z sakiewki po dwadzieścia złotych monet na głowę i skreślił ich z listy.
-A premia za bramę? Mieliśmy coś tam dostać... - Upierał się Arakot, który również zaczął ściągać hełm widząc co robi Nerend. Nie musiał się męczyć z rozpinaniem w porównaniu do towarzysza. Schylił lekko głowę, wziął hełm w ręce po czym włożył sobie go pod pachę. Gdy zdjął go włosy rozlały mu się po całej twarzy, więc szybko związał je z tyłu w kucyk.
-Premia to pięć monet i się nie spierać bo mnie to bardziej wnerwia od was i niech ktoś w końcu pomoże Nerendowi z tym hełme.
Kedlan stanął z boku Zastępcy, złapał za odgięte części hełmu i zaczął ciągnąć w górę. Po kilku szarpnięciach zszedł razem z kolczą otoczką. Pokazując stojące krótkie rude włosy wraz z bokobrodami, które zaraz zaczesał do tyłu.
-Dzięki, Zingar co dalej wracamy do domu czy na kolejne pole bitwy?
-A właśnie, czemu ty ciągle mówisz do Kapitana po imieniu? Chyba tylko ty tak robisz. - Wtrącił się Kedlan.
-Bo znam Kapitana zanim stał się Kapitanem.
-To ile ty jesteś w tej kompani? - Zapytał z ciekawością Arakot.
-On jest ze mną prawie od samego początku, a co do twojego pytania Nerend to wracamy do domu.
-A jak stałeś się Kapitanem Kapitanie? Opowiecie nam?
-A chce wam się tego słuchać? Heh. Opowiemy im Zingar?
-Tak! - Odpowiedzieli głośno Arakot i Kedlan.
-No to opowiadamy. - Zaczął Kapitan - To było chyba pięć albo sześć lat temu, podczas bitwy o...
Koniec Rozdziału I